27-08-2006 21:02
"Mnie wystarczą trzy szesnastki..."
Odsłony: 1
PolCon 2006. Dotarłem z Ysabell ok. 21 w piątek. Szybkie rozbicie się na konwencie i idziemy w miasto. Z polterowcami - Seji namierzył mnie szybciej, niż ja jego.
Lublin wieczorem to dziwne miasto. W knajpie natychmiast skończyły się frytki. To akurat rozumiem. Nie rozumiem za to dlaczego dnia następnego nadal ich nie było. Właściciel mętnie tłumaczył, że wyszliśmy tak późno/wcześnie, że po posprzątaniu nie zdążył ich kupić przed otwarciem lokalu.
W ciągu piątku i dnia kolejnego - w sobotę - zaliczyłem nawet klika prelekcji. Coś o trójkącie tłumacz, autor, redaktor (bardzo fajne), o puszczańskim dark fantasy (inspirujące) i kabaret.
Ten ostatni, choć pierwszy chronologicznie, punkt programu był niezwykły. Kłopoty ze sprzętem zapewniły dodatkowy element komiczności - kurtyna była sklejona na taśmę i odsłaniana ręcznie. A dowcip o "szybce" chodził z nami jeszcze dwa dni.
Dla niezorientowanych w życiu konwentowym lekcja survivalu obiadowego: siedząc z trzema osobami o ksywach na S, nie proponujcie im równocześnie swoich frytek. Efekt omal nie zrzucił mnie z krzesła.
Czas upłynął w tempie piorunującym. Nie z wszystkimi udało mi się zamienić więcej niż kilka zdań. Szkoda, ale ważne, że mieliśmy się w końcu okazję zobaczyć.
Dziękuję wszystkim (podziękowania otrzymują m.in. Ausir, beacon, Denham, Draker, Ewa, Ezechiel, Lucek, Nehan, Popiół, Puszon, Saise, Segi, Seji, Starlift, Tredo, Wojewoda, Ysabell, Żucho i wielu innych, których nie zdołam wymienić) i do zobaczenia.
I jeszcze specjalne "miauk" - adresat będzie wiedział.
PS. Cytat, którego pozwoliłem sobie użyć jako tytułu jest autorstwa Ezechiela. Padł w dyskusji o mechanice walki w Monastyrze. Na nieszczęście jego autora, chwilę wcześniej rozmawialiśmy o młodych fankach klimatu dark fantasy. Cierpiał, aż do naszego wyjazdu.
Lublin wieczorem to dziwne miasto. W knajpie natychmiast skończyły się frytki. To akurat rozumiem. Nie rozumiem za to dlaczego dnia następnego nadal ich nie było. Właściciel mętnie tłumaczył, że wyszliśmy tak późno/wcześnie, że po posprzątaniu nie zdążył ich kupić przed otwarciem lokalu.
W ciągu piątku i dnia kolejnego - w sobotę - zaliczyłem nawet klika prelekcji. Coś o trójkącie tłumacz, autor, redaktor (bardzo fajne), o puszczańskim dark fantasy (inspirujące) i kabaret.
Ten ostatni, choć pierwszy chronologicznie, punkt programu był niezwykły. Kłopoty ze sprzętem zapewniły dodatkowy element komiczności - kurtyna była sklejona na taśmę i odsłaniana ręcznie. A dowcip o "szybce" chodził z nami jeszcze dwa dni.
Dla niezorientowanych w życiu konwentowym lekcja survivalu obiadowego: siedząc z trzema osobami o ksywach na S, nie proponujcie im równocześnie swoich frytek. Efekt omal nie zrzucił mnie z krzesła.
Czas upłynął w tempie piorunującym. Nie z wszystkimi udało mi się zamienić więcej niż kilka zdań. Szkoda, ale ważne, że mieliśmy się w końcu okazję zobaczyć.
Dziękuję wszystkim (podziękowania otrzymują m.in. Ausir, beacon, Denham, Draker, Ewa, Ezechiel, Lucek, Nehan, Popiół, Puszon, Saise, Segi, Seji, Starlift, Tredo, Wojewoda, Ysabell, Żucho i wielu innych, których nie zdołam wymienić) i do zobaczenia.
I jeszcze specjalne "miauk" - adresat będzie wiedział.
PS. Cytat, którego pozwoliłem sobie użyć jako tytułu jest autorstwa Ezechiela. Padł w dyskusji o mechanice walki w Monastyrze. Na nieszczęście jego autora, chwilę wcześniej rozmawialiśmy o młodych fankach klimatu dark fantasy. Cierpiał, aż do naszego wyjazdu.