» Blog » Gorzkie żale: stowarzyszenia...
23-11-2006 11:30

Gorzkie żale: stowarzyszenia...

Odsłony: 0

Dziś będzie o stowarzyszeniach. Właściwie to o jednym konkretnym. Nie napiszę o jakim, zainteresowani i tak się domyślą, a reszcie ta wiedza do niczego nie jest potrzebna. Wszystko co poniżej to w gruncie rzeczy uogólnienia spisane ku przestrodze dla tych, co się zamierzają sformalizowaną działalnością zajmować. Wytykać nikogo palcami nie będę, choć jestem pewien, że i tak Ci, którzy się rozpoznają w opisywanych sytuacjach poczują się urażeni. Trudno - może w końcu dostrzegą jak są postrzegani przez osoby stojące nieco z boku.

Stowarzyszenie nie należy do organizacji stabilnych. Pewien człowiek powiedział kiedyś, że działalność klubu można oprzeć albo na liderze, którego wszyscy szanują i słuchają, albo na wspólnej pracy wielu osób. Oba te czynniki nie są trwałe. Lider przestaje być szanowany, grupa męczy się i wykrusza. O ile w drugim przypadku organizację można podtrzymywać przy życiu poprzez nabór nowych, chcących coś robić członków, o tyle w drugim przypadku nie łatwo o nowego równie charyzmatycznego lidera. Transformacja z jednego sposobu działania na drugi jest pewnie możliwa, ale szalenie trudna.

Po kilkuletniej działalności następuje okres wypalenia. Coraz mniej pomysłów, jeszcze mniej chętnych do rzeczywistego uczestnictwa w ich realizacji. Ujawniają się osobiste animozje, powstające i narosłe podczas realizacji klubowych projektów.

A to ktoś poczuł się niedoceniony i zepchnięty na margines, a to ktoś miał uczucie, że musiał wszystko robić za innych.

Działalność klubu wygasa. Nikomu się nie chce. W rozpaczliwej próbie ratowania stowarzyszenia dochodzi do zmiany władz. I nagle okazuje się, że zmian w sumie nie ma. To wciąż Ci sami skłóceni ze sobą ludzie, którzy nie potrafią współpracować. Zaczyna się szarpanie kawałków, licytowanie na zasługi. Czasem zostaje trochę dobrych wspomnień.

Sam takiemu (a może temu) stowarzyszeniu sporo zawdzięczam. Reaktywowało mnie do stanu czynnego - znów gram, prowadzę, piszę. Tym bardziej przykro mi patrzeć na upadek - niestety więcej nie potrafię zrobić. Jedynym ratunkiem jest "zamordyzm" - gwałtowne wzięcie wszystkiego za pysk i porozstawianie co poniektórych po kątach i do pionu. Pech polega na mentalności ludzkiej (lubię myśleć, że typowo polskiej, bo to daje nadzieję, że jest takie miejsce, gdzie jest inaczej). Ludzie nie lubią "zamordyzmu" - buntują się wtedy i skutek jest przeciwny do zamierzonego.

Nie jestem pewien, czy potrafię dobrze wskazać, gdzie popełniono błędy. Może lider nie słuchał pozostałych, może pozostali nie mówili wyraźnie czego chcą. Może zbyt późno zdecydowano się na zmiany. Najgorsze jest to, że nawet gdy wiemy co zrobiono źle, nadal nie wiemy, jak należało zrobić dobrze. Kolejny problem to fakt, że Ci ludzie nie będą już potrafili ze sobą normalnie współpracować. Poprzednie wydarzenia zawsze będą kładły się cieniem na ich relacjach.

Po tym wszystkim co widziałem nie mam już ochoty na przynależność do żadnej organizacji. Kiedy zaczyna się wewnętrzne szarpanie pomiędzy uczestnikami projektu, jest to nieomylny znak, że nadchodzi nieuchronny koniec. Nie chcąc w takim czymś uczestniczyć zdecydowałem się pozostać "wolnym strzelcem", który robi to co chce, dla kogo chce, bez silnego angażowania się w całość działalności. Wolę wykonywać swoją pracę, bez uczestnictwa w przepychankach. Może kiedyś zmienię zdanie, ale zdecydowanie nie prędko.
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Neurocide
    Wspólnota doświadczeń :)
Ocena:
0
Znajdowałem się w podobnej sytuacji już parokrotnie. Jednym z glównych problemów podobnych stowarzyszeń jest w którymś momencie rozmycie celu - tak przynajmniej mówia moje doświadczenia - polegajace na tym, że istotę i sens pochłania instytucja. Czyli przestaje się liczyć indywidulana aktywność i ruch w środowisku, a zaczyna liczy "klub" czy "stowarzyszenie" jako takie, a to narzuca pewien kaganiec i czyni podziały.

Druga sprawa to młodość - sam pamietam, jak nie potrafilem przejść i zrozumieć, że pewien klub uległ rozkładowi i zamiast szukać ludzi, by załozyć coś nowego, coś inaczej traciłem ze znajomymi czas na reanimacje. A rozpad grupy jest jej naturalnym procesem, jest wpisany w grupę. Tu też wychodzi ZAMORDYZM jako kompletna klęska: otóż wyobraźcie sobie, ze ktoś wam za mordę każe uprawiać hobby.
23-11-2006 11:59
Seji
    Powiem Ci...
Ocena:
0
ze cos w tym jest.
23-11-2006 12:24
Faust
   
Ocena:
0
W wielu punktach sie z Toba zgadzam, Slawku. Ale jakby nie patrzec, w paru nie ; ) Ale to juz pogadamy na privie.
24-11-2006 18:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.